Karelia – kraj północy, za czasów carskich należała do Finlandii. Republika ta jest o połowę mniejsza niż Polska. Zamieszkuje ją około 800 tysięcy ludzi. W przeważającej liczbie to plemiona Karelów i Wepsów. Dalej plasują się Rosjanie i Finowie, stawkę pod względem liczebności zamykają Ukraińcy i Białorusini. Stolica republiki to Pietrozawodsk.
Pietrozawodsk miasto założone przez cara Piotra I na początku XVIII wieku jest nie przypadkowo w tym miejscu usytuowany. To tu w pobliżu są kopalnie rud żelaza. W fabrykach Pietrozawodska odlano pierwszą armatę dla wojsk carskich. Sama nazwa miasta pochodzi od dwóch słów – imienia cara Piotra i rosyjskiego słowa zawod, co znaczy po polsku zakład, fabryka, przedsiębiorstwo.
Około 50% powierzchni to lasy a 25% to jeziora. Tu na terenie Karelii znajdują się dwa największe jeziora Europy – Onega i Ładoga, a wszystkich jezior w rym kraju jest ponad 66 tysięcy. Kraj ten przecina 27 tysięcy rzek i strumieni.
To właśnie tu, w Karelii nad jeziorem Ładoga, odkryto najstarsze rysunki naskalne w Europie. Datowane są na 12 tysięcy lat.
Do Republiki Karelii, kraju położonego najbardziej na północ dawnego Związku Radzieckiego, a dziś Rosji, trafiłem we wczesnych latach dziewięćdziesiątych razem z delegacją władz, wtedy jeszcze województwa ciechanowskiego i przedstawicielami raczkującego w Polsce biznesu.
Był początek lutego. Autokar, w którym zajęło miejsca 54 osoby ruszył spod urzędu burmistrza Ciechanowa.W Polsce temperatura była umiarkowana i oscylowała w okolicach siódmej – dziewiątej kreski poniżej zera. Nie było najgorzej. W autokarze było przyjemnie, ciepło i z każdym kilometrem weselej. Nawiązywały się nowe znajomości. Mieliśmy na to dużo czasu, bo rzecznik prasowy burmistrza poinformował nas, że podróż będzie trwała trzy doby z krótkimi postojami na potrzeby fizjologiczne. Jeszcze wtedy nikt nie słyszał o tym, że kierowca nie może jechać dłużej niż osiem godzin. Do prowadzenia autobusu było dwóch kierowców. Prowadzili autobus na zmianę i nic w tym dziwnego. Dziwne natomiast było przekazywanie sobie prowadzenia. Kierujący, kiedy potrzebował zmiany sygnalizował zmiennikowi, a następnie wrzucał jałowy bieg. Zmiennik chwytał kierownicę. Prowadzący dotychczas szybko i zwinnie wysuwał się z siedzenia, a zmiennik równie szybko i zwinnie wsuwał się w jego miejsce. Wszystko to odbywało się przy szybkości około 60-70 km/h i nie trwał dłużej niż dwie, trzy sekundy. Sprawnością swą szalenie mi imponowali. Dziś taka zmiana i tak długie prowadzenie jest nie do pomyślenia.
Kiedy ta podróż miała miejsce, to byłe republiki przybałtyckie, czyli Litwa, Łotwa i Estonia już były niepodległe i na ich granicach obowiązywała kontrola graniczna. Raczkująca wolność tych państw objawiała się nieudolnością, siermiężnością i brakiem doświadczenia, co skutkowało sprzecznymi decyzjami i wymogami, którym nie zawsze mogliśmy sprostać.
Kiedy celnicy i pogranicznicy zdawali sobie sprawę że pewnych oczekiwań nie jesteśmy w stanie wykonać, to po długich utarczkach, żeby nie wydało się, że są dyletantami, odstępowali.
Żywiliśmy się tym co zabraliśmy ze sobą. A z każdym kilometrem na północ temperatura na zewnątrz autokaru spadała. Do, jeszcze wtedy Leningradu, mogliśmy podziwiać krajobraz za oknem. Ale jak wyjechaliśmy dalej, ku północy ogrzewanie autokaru nie radziło sobie i szyby pokryły się grubą warstwą szronu.
Tak jak prognozował rzecznik w Pietrozawodsku znaleźliśmy się pod koniec trzeciej doby. Zostaliśmy zakwaterowani w hotelu o takiej samej nazwie jak stolica Karelii – Hotel Pietrozawodsk. Następnego dnia nasi rodzimi biznesmeni pojechali do hal targowych, a ja wraz z ekipą mieliśmy pokazać widzom TVP piękno i uroki tej republiki. Nie było to łatwe z kilku powodów.
Pierwszy powód to, że wschód słońca na początku lutego był o 11.30, a zachód o 13.30. Słońce tylko odrobinę wydostawało się ponad horyzont. Drugim poważniejszym problemem była temperatura Przez miesięczny mój pobyt w Karelii temperatura nie podniosła się wyżej niż minus trzydziestą szóstą kreskę, a rekordową temperaturę jaką przeżyliśmy było -42 stopnie Celsjusza. I uwierzcie mi, nie była zbyt dokuczliwa. Chodziłem w czapce z odkrytymi uszami. Jest to możliwe z tego prozaicznego powodu, że wilgotność tu na północy nie przekracza 45%. W Polsce o wiele bardziej marzłem przy -12 stopniach, ale wilgotność osiąga wartość 90%. W wynajętym przez nas samochodzie temperatura wewnątrz osiągała rewelacyjną wysokość minus 19 stopni, co śmieliśmy się z operatorem kamery – można się było rozebrać do podkoszulki.
Karelia zimą ma mnóstwo uroku, pomimo że dzień swoją długością nikogo nie rozpieszcza. Trafiliśmy do wioski plemienia Wepsów. Gościliśmy u nich w domach i, co jest ogromnym zaskoczeniem, w domach prywatnych, w hotelu i w urzędach państwowych – wszędzie jest bardzo, bardzo ciepło. Wepsowie są szalenie gościnni. Wszędzie, gdzie byliśmy, podejmowano nas na miarę zasobności finansowych gospodarzy.
Poznaliśmy tam dziennikarza który pracował w telewizji karelskiej w programie odpowiadającym naszemu Kurierowi Warszawskiemu. To głównie dzięki niemu zobaczyliśmy tak dużo ciekawych rzeczy. Jednego razu zabrał nas nad jezioro Onega. Wrażenia niesamowite, co widać na zdjęciu, gdzie stoję na pokrytych lodem głazach na brzegu jeziora, a na innym zdjęciu dziennikarz karelski poprawia zsuniętą skarpetkę przy minus 38 stopniach a ja mam odkryte uszy.
Karelia ma mnóstwo pięknych, surowych i niesamowitych miejsc. Jednym z takich miejsc jest kamieniołom. Co w tym dziwnego – zapytasz Drogi Czytelniku – kamieniołomów na świecie jest ogromnie dużo. Już wyjaśniam. Rzeczywiście kamieniołomów na świecie jest dużo, ale tylko tu, w tym jedynym na świecie wydobywany jest malinowy marmur. Marmur, z którego jest zbudowane mauzoleum Lenina w Moskwie i sarkofag Napoleona w Paryżu. Cena tego marmuru osiąga oszałamiające ceny na giełdach kamieni.
Spędziłem tam, daleko na północy miesiąc, miesiąc wspaniałych doznań i przeżyć. Miesiąc bardzo krótkich dni i zdawałoby się niekończących się nocy. Miesiąc bardzo niskich temperatur i wspaniałych cudeniek architektury budowlanej dalekiej północy. Miesiąc, kiedy przyglądałem się niesamowitej zaradności jej mieszkańców. Jest to region, gdzie turysta zapuszcza się bardzo niechętnie. Powodów takiego małego zainteresowania jest kilka. Karelia leży na peryferiach Europy. Kwestia dotarcia jest również nie bez znaczenia. W grę wchodzi tylko samolot. Także standardy baz wypoczynkowych odbiegają od standardów europejskich. Ale może za parę lat to się zmieni i Polacy bardziej przychylnym okiem spojrzą w tym kierunku.
Tekst i fot. Janusz Wiechowski