Aktualności

18 listopada 2020

Petersburg Paryżem północy

Tym razem zabiorę Was w niezbyt daleką podróż, ale za to dowiecie się, skąd wziął się gest wykonywany ręką, którą dotyka się okolic szyi. Gest którym wskazuje się na to, że ktoś jest – mówiąc kolokwialnie – wypity,
lub zapraszający do tego czynu. Gest ten jest gestem międzynarodowym, bo jak się dowiedziałem w moich następnych podróżach – posługują się nim ludzie w Europie jak i w obu Amerykach. A historia jego sięga XVIII wieku. Ale po kolei.

Miejscem, a ściślej – miastem, gdzie opowiedziano mi tę historię jest położony około 600 kilometrów na północny wschód
od naszych Suwałk – Sant Petersburg, za czasów socjalizmu zamieniony na Leningrad, a kiedy legł w gruzach tamten system, powróciła dawna nazwa.
Odwiedziłem to piękne miasto wielokrotnie. Za każdym razem widziałem je zupełnie inaczej. Za czasów socjalizmu siermiężne, zaniedbane i brudne – dziś odrestaurowane, czyste i bogate. Ale i wtedy i dziś pełne przepięknych architektonicznych budowli.

Ermitaż, to najpiękniejsze i najbardziej okazałe muzeum na ziemi rosyjskiej.  Nazwano go Luwrem wschodu. Zwiedzałem to cudo cały dzień, ale Ludmiła – zaprzyjaźniona dziennikarka telewizji petersburskiej powiedziała, że ten obiekt należałoby zwiedzać cały tydzień. Sieć przepięknych rzeczek i kanałów, nad którymi przerzucono setki, a może i tysiące mostów i mostków.
Miasto, w którym jest chyba najwięcej kamiennych lwów. Miasto tysięcy kamienic z siedemnastego i osiemnastego wieku, które są tak cudowne, że można tu chodzić od rana do wieczora i na pewno się nie znudzi, a żadna z już widzianych na pewno się nie powtórzy. W wąskich uliczkach możesz poczuć zapach nadpsutej cebuli na przemian ze stęchlizną unoszącą się znad kanałów.

Typowe miejsca odwiedzane przez turystów to Aurora – krążownik zacumowany na rzece Newie w centrum miasta, który
w historii Związku Radzieckiego odegrał znamienitą rolę. To z jej dział oddano kilka wystrzałów dających znak do rozpoczęcia Wielkiej Rewolucji Październikowej. Dziś w jej wnętrzach mieści się wyższa szkoła rosyjskiej marynarki wojennej.

Drugim z takich ważnych miejsc odwiedzanych przez turystów jest Pietropawłowskaja kriepost – Twierdza Pietropawłowska. Fortyfikacja ta została wybudowana na osobisty rozkaz cara Piotra I na niewielkiej „Kaczej wyspie”. Rozpoczęto ją budować
w 1703 r. i w ciągu całego okresu, aż do I wojny światowej, twierdza ta była modernizowana. W 1712 roku rozpoczęto budowę soboru świętych: Piotra i Pawła – świątyni prawosławnej.
Jest to niewątpliwa perełka architektury Petersburga, a wyróżnia ją iglica, która wznosi się na wysokość 112 metrów.
I tu przechodzę do opowieści z nią związanej, a opowiedzianej przez moją koleżankę z telewizji petersburskiej.

Zwieńczeniem tej iglicy jest anioł – godło miasta, wykonany z blachy pokrytej złotem. Budowę świątyni ukończono w roku 1733. Gdzieś około  1740 roku przez Petersburg przewaliła się niesamowita burza, która zniszczyła wiele domów w mieście.
Uszczerbku doznała też iglica, a mianowicie anioł zamontowany na jej szczycie został zdmuchnięty przez bardzo silny wiatr.
Kiedy burza ustała, zebrało się liczne grono włodarzy miasta z carem Piotrem na czele. Nie muszę nikomu tłumaczyć,
że w tamtych czasach nie było jeszcze takich wspaniałych sprzętów inżynieryjnych jak dźwigi, a na pewno nie tak doskonałych
i wielkich jak dziś.
Wezwani budowniczowie rozłożyli ręce i orzekli carowi, że przywrócenie anioła na jego miejsce jest niemożliwe. A nawet jakby chciano naprawić szkodę, to naprawa potrwa kilkanaście miesięcy i będzie szalenie kosztowna.
Wieść o próbie naprawy iglicy dość szybko rozeszła się po mieście i okolicy.
Pewnego dnia do naczelnego inżyniera budowy przyszedł zwykły chłop spod petersburskiej wsi o nazwisku Ciołuszkin i zapytał, czy może dostąpić zaszczytu spotkania z carem, bo on jest w stanie ten problem usunąć.
Nie muszę Wam tłumaczyć, jak wielki śmiech wzbudził ten chłopina wśród licznie zgromadzonych inżynierów i budowniczych, którzy zjedli zęby na takich problemach.
Ciołuszkin cierpliwie znosił śmiechy, docinki i drwiny, ale nie ustępował. Aż wreszcie jeden z inżynierów zapewne z chęci
do dalszej dobrej zabawy i okazji do naśmiewania się z prostego chłopa zadecydował, aby zaprowadzić go na spotkanie z carem.
Ciołuszkin stanął przed obliczem Piotra I, zdjął  liche nakrycie głowy i miętosząc je w ręku nie mając śmiałości unieść wzroku
do twarzy monarchy, powiedział jednym tchem: – Batiuszka car, pozwól mi naprawić tę wieżę. Car również szczerze się ubawił
i rzekł: – To wszyscy ci moi najlepsi inżynierowie zachodzą w głowę nad ogromnym problemem i nie mogą znaleźć wyjścia,
a ty zwykły prosty chłop wiesz?
Docinkom i śmiechom nie było końca. Ciołuszkin stał cierpliwie przed jego wysokością miętosząc czapkę. W końcu car uciął gestem falę drwin i mówi z sarkazmem: – Skoro jesteś lepiej wykształcony jak moi świetnie wykształceni ludzie, to napraw to,
a odwróciwszy się do swojej świty rzecze: – Na szczęście chłopów w Rosji jest dużo więcej niż inżynierów i strata jednego z nich nie przyniesie uszczerbku nikomu.
Ciołuszkin ze spokojem przyjął kolejną porcję drwin. Świta wraz z monarchą oddaliła się, a nasz bohater poszedł przygotowywać się do – wydawałoby się rzeczy niemożliwej. Późnym wieczorem do komnaty cara w pałacu zimowym wbiega naczelny inżynier
i pomijając wszelką etykietę jaka obowiązywała na dworach w odniesieniu do koronowanych głów, zwraca się do cara: – Zrobił!!! On to zrobił!!
Car zajęty jakąś inną czynnością pyta z ogromnym zdziwieniem: – Kto i co zrobił?  Na co inżynier opowiedział o tym, jak ten obśmiany i niedoceniony chłop wdrapał się na sam szczyt iglicy i zamontował anioła na jej zwieńczeniu.
Car nie dowierzając tej informacji kazał się wieźć do twierdzy. Kiedy sam na własne oczy zobaczył herb twierdzy na miejscu, kazał przyprowadzić do siebie śmiałka. – Maładiec –  mówi do Ciołuszkina. Spisałeś się rewelacyjnie. To ci moi wszyscy wykształceni ludzie nie wiedzieli jak się do tego zabrać, a ty zrobiłeś i to w kilka godzin. Jakiej zapłaty oczekujesz ode mnie? Chcesz tytuł szlachecki, a może jakąś szlachciankę za żonę, a może pałac? Powiedz, co chcesz, a spełnię twoje życzenie.
Na co Ciołuszkin odparł: – Nie chcę ja być bojarem (szlachcicem), ani żadnej princessy za żonę, na pałac też nie mam ochoty. Mam tylko jedną prośbę. Batiuszka car, ty daj mi taki dokument, abym mógł na twój koszt pić wódkę w każdej oberży
i gospodzie w całej Rosji do końca moich dni.
Car chętnie przystał na tę prośbę. Kazał na pergaminie wypisać, że krystianin Ciołuszkin okazując ten dokument, może pić wódkę bez ograniczenia, a rachunki za wypity trunek mają być wysyłane do pałacu carskiego.
Ucieszony chłop z dokumentem w ręce z Pałacu Zimowego poszedł prosto do oberży nad Newą. Pokazał bumagę oberżyście
i zasiadł do dzbana z okowitą. Wypił jedną, drugą kwartę i jak to bywa po wypiciu większej ilości tego płynu – a nie jeden z Was drodzy czytelnicy może to potwierdzić – film naszemu bohaterowi się urwał.
Rano kiedy się obudził, stwierdził ze smutkiem że ów dokument ktoś mu ukradł. Poszedł nasz chłopina z powrotem do pałacu carskiego. Przez lokai prosi o jeszcze jedno spotkanie z władyką. Długo mu przyszło czekać na audiencję, bo car był tego dnia bardzo zajęty, a także lichość audienta nie przyspieszała spotkania. W końcu car Piotr przyjął Ciołuszkina. Ten padając do nóg monarchy powiedział, że dokument ów po wczorajszej wypitce ktoś mu ukradł, więc prosi o wystawienie następnego.
Car zagniewany odmawia argumentując tym, że po otrzymaniu następnego Ciołuszkin znów się tak napije i że ktoś następny mu go ukradnie i w ten sposób przyjdzie płacić z kiesy państwa za rzesze opojów. Ale po namyśle, wiedząc, ile zawdzięcza temu chłopu rzecze do niego: – Zgoda, ale ty sobie wymyśl coś takiego, co by ci nie ukradli  – i dał w swojej łaskawości chłopu czas
do zastanowienia. Po chwili Ciołuszkin unosi wzrok na oblicze monarchy rzecze: – Batiuszka car, ty każ mi tu na szyi po prawej stronie wypalić żelazem napis o moim przywileju, wraz z waszą carską pieczęcią. Ja idąc do gospody będę ten napis pokazywać oberżyście. I w ten oto sposób będę korzystać z waszej hojności, a ty, o wszechwładny za nikogo więcej nie będziesz musiał płacić.
Od tamtego czasu gestem tym bez zbędnych słów można pokazać – bądź ochotę do wychylenia „kwaterki”, bądź potwierdzający,
że ktoś jest już po takim „zabiegu”, a zwykły prosty chłop trafił na karty  historii homo sapiens.  

A wracając do historii Twierdzy Pietropawłowskiej, to nigdy nie spełniła ona swojej doli. Nigdy żaden nieprzyjaciel nie zagroził
ani Carskiej Rosji, ani Krajowi Rad od północnej strony tego potężnego kraju.  Nigdy nie oddano z jej armat ani jednego wystrzału w kierunku wroga. Twierdza ta została zapamiętana w zupełnie inny sposób. Ot po prostu taki chichot historii.

 

Tekst: Janusz Wiechowski

Dostępność