Na całym świecie popularne jest określenie tego kraju „Kraj kwitnącej wiśni” i wszyscy wiemy, że chodzi o Japonię.
Czy wiecie skąd wzięło się to określenie? W Japonii są drzewa Sakura – wiśnie, które są tu bardzo rozpowszechnione podobnie jak u nas topole, sosny czy brzozy. Drzewa te nie mają nic wspólnego z wiśniami (na świecie jest ponad 270 odmian drzew wiśni, a tylko cztery gatunki dają takie owoce, do których jesteśmy przyzwyczajeni). Drzewa te zaczynają kwitnąć najwcześniej na południu kraju i stopniowo fala kwitnienia idzie w górę kraju ku północy. Okres kwitnienia japońskich wiśni trwa od przełomu lutego i marca na południu Kiusiu i trwa do końca czerwca na północnym brzegu Hokkaido i stąd wzięło się to określenie „kraj kwitnącej wiśni”, bo jak łatwo obliczyć, przez ponad cztery miesiące kwitnienie tych drzew przelewa się przez ten górzysty kraj.
I w związku z tym drzewem po powrocie z Japonii przydarzył mi się taki przypadek. Po pobycie w Japonii bywam okazjonalnie zapraszany na różnego rodzaju spotkania w ambasadzie Japonii. Kilka lat temu okazją do takiego spotkania było powitanie kolejnego ambasadora tego kraju w Warszawie. W trakcie już nieoficjalnej części do mnie i koleżanki dziennikarki, z którą tam byłem, podeszła żona ambasadora, aby wymienić się uprzejmościami. Wypytywała nas o to, co nas wiąże z jej cudownym krajem. Opowiedzieliśmy o tym, że byliśmy tam trzy miesiące realizując filmy o Japonii. A ja opowiadałem jej o moim ogromnym zauroczeniu i fascynacją florą i fauną jej ojczyzny, a w szczególności sakurą, która tak cudownie kwitnie. Z żalem powiedziałem, że niestety nie mogłem kupić i zabrać ze sobą tego pięknego drzewka, bo na to nie pozwalają przepisy o ruchu lotniczym. Żona ambasadora przysłuchiwała się moim zachwytom w milczeniu i z uśmiechem, a następnie po kolejnej wymianie uprzejmości przeprosiła nas mówiąc, że musi zająć się również innymi gośćmi.
Kiedy po kilku tygodniach znów pojawiłem się w ambasadzie na kolejnej okazji, jaką było sprowadzenie teatru Kabuko, po przedstawieniu, podczas części nieoficjalnej spotkania podeszła do nas pani ambasadorowa i po ceremonialnym powitaniu i wymianie uprzejmości ujęła mnie pod rękę i poprowadziła do okna. Wskazała pana stojącego przy bramce wejściowej do ambasady mówiąc, że gdy będę wychodził po przyjęciu, to żebym się zgłosił do niego, bo ona chcąc trochę wzbogacić i urozmaicić teren przed budynkiem ambasady, postanowiła sprowadzić z Japonii kilkanaście drzew sakura i z myślą o mnie sprowadziła jedno drzewko więcej. Chyba rozumiecie jakie było moje zaskoczenie i ogromny podziw dla kobiety, która pamięta kilka tygodni o fanaberiach przypadkowo spotkanego człowieka na przyjęciu.
W Polsce jest bardzo mało słów, które przeciętny Polak zna lub kojarzy z Japonią. Jednym z niewielu znanych przez Polaków słów, to słowo Kamikaze.
Słowo – kamikaze (po polsku „boski wiatr”) kojarzone jest z II wojną światową i pilotami pilotującymi latające bomby. Dowództwo armii japońskiej uznało, że atak samobójczy może być dużo skuteczniejszy, ponieważ samolot pilotowany do końca, czyli do uderzenia w wybrany obiekt i dawał nieporównywalnie większą pewność zniszczenia. Zatem tak właśnie nazwano pilotów-ochotników niszczących wrogie jednostki nieprzyjaciela, poprzez samobójczą śmierć uderzając w samolot, okręt lub inny obiekt.
Opowiem o etymologii tego słowa, a raczej skąd właśnie się wywodzi. W 1274 r. cesarstwo Japońskie zaatakowane zostało przez Mongołów. Mongołowie wybudowali wielką flotyllę 900 statków, na których zamierzali się przeprawić z Korei na wyspy japońskie. Inwazję tę przerwała śmiertelna epidemia, jaka wybuchła na statkach mongolskich. Po kilku miesiącach Mongołowie zaatakowali Japonię jeszcze większymi siłami. Japończycy zdali sobie sprawę z tego że nie mają żadnych szans, gdy nagle potężny tajfun uderzył w miejsce gdzie znajdowały sie okręty wroga i zniszczył praktycznie całą flotę najeźdźców. Mongołowie ponowili wyprawę po raz trzeci w 1281 r., lecz i tym razem tajfun dokładnie podczas ataku na Japonię zdziesiątkował ich flotę. Tajfuny te Japończycy nazwali kamikaze – co właśnie dosłownie znaczy „boski wiatr”.
Któregoś dnia mieliśmy pojechać pociągiem Shinkansen do Himei (wymawia się Imedżi), gdzie znajduje się Zamek Białej Czapli. Tłumaczka objaśniła nam, że będziemy jechali w wagonie nr 8, a pociąg w Tokio stoi cztery i pół minuty. Powiedziałem, że to jest nierealne, abyśmy zdążyli się zabrać, bo zanim znajdziemy wagon nr 8 i zapakujemy swoje służbowe i prywatne bagaże, to na pewno upłynie minut piętnaście.
Ogromną dumą Japończyków jest właśnie ta super szybka kolej, której pierwsza linia połączyła w 1964 r. Tokio z Osaką. Są to koleje bardzo szybkie osiągające prędkość ponad 380 km/h. W 2007 r. w ciągu całego roku wszystkie linie w całej Japonii miały łącznie 8 sekund spóźnienia. Gdyby spóźnienie to było na jednej linii groziłoby to katastrofą. Shinkansen, ten, którym podróżowaliśmy, składał się z 16 wagonów, które jeżdżą do przodu i do tyłu (nie muszą zawracać). Wszystkie mają jednakową długość. Na stacjach zatrzymują się z komputerową dokładnością. Przy krawędziach peronów, wbudowane są specjalne płytki z numerami wagonu. Jest to olbrzymie usprawnienie dla osób niewidomych, czy też niepełnosprawnych. Pociąg Shinkansen wjeżdżając w peron zatrzymuje się dokładnie w wyznaczonym miejscu. Osoby oczekujące na pociąg ustawiają się gęsiego przed płytką z numerem wagonu, do którego mają wykupiony bilet i cierpliwie oczekują na swoją kolejkę, by wejść do pociągu i zająć miejsce. Oczywiście przy każdym z peronów zatrzymuje się kilkanaście różnych składów podążających w różnych kierunkach. Jak to rozwiązano? Ano w peron takich płytek jest wmurowane kilka wzdłuż krawędzi peronu i każdy pociąg zatrzymuje się dokładnie przy jemu dedykowanej płytce Widok ten robi na nas europejczykach ogromne wrażenie, kiedy to przyzwyczajeni jesteśmy do „dzikich tłumów” szukających swojego wagonu i przepychających się, by wreszcie zająć miejsce.
Coś, co rzuca się w oczy przy pierwszym kontakcie z kulturą japońską to ogromny i bezgraniczny szacunek wobec starszych czy zwierzchników. Im starszy człowiek, tym większy okazuje mu się szacunek. W Japonii ludzie ci są otaczani szczególnym mirem za swoją życiową wiedzę, mądrość i doświadczenie. Oznaki te są powszechnie respektowane i widoczne na każdym kroku: w szkole, pracy i rodzinie.
Pewnego dnia znalazłem się na jakiejś bardzo ważnej naradzie z udziałem ministra spraw zagranicznych i coś niesamowitego, jak na nasze standardy europejskie przykuło moją uwagę. Otóż, gdy minister omawiał jakieś ważne rzeczy z zespołem doradców, to w dalszej części długiego stołu, starszy pan bezceremonialnie położył rękę na stole, a na niej głowę i po prostu… usnął, i nikt włącznie z ministrem, nie zareagował oburzeniem na taki afront.
W naszym kraju taka sytuacja jest nie do pomyślenia. W czasie przerwy na kawę zagadnąłem delikatnie o to naszą tłumaczkę. A ona z ogromnym szacunkiem odpowiedziała mi, że wszyscy są ogromnie dumni z tego że ów sensei (po japońsku „mistrz”) już samą swoją obecnością zaszczycił i podwyższył rangę tej konferencji.
Kolejnym takim przypadkiem było coś, co mnie dotyczyło. Poprosiłem o możliwość zobaczenia jak pracuje Japońska Telewizja NHK od środka.Kiedy przyjechaliśmy do obiektu telewizji, to przed wejściem przywitał nas prezes firmy. Po jakże tu normalnym ceremonialnym przywitaniu i wymianie uprzejmości, prezes przekazał nas swojemu zastępcy tłumacząc się nawałem obowiązków. Wiceprezes zaprosił nas do obiektu, gdzie zwiedzaliśmy studia, montażownie, redakcje i miejsca budowy dekoracji. W pewnym momencie gospodarz zapytał mnie, ile lat pracuję w telewizji. Odpowiedziałem, że (wówczas) pracuję 42 lata. I tu moje ogromne zaskoczenie i równie wielkie skrępowanie, bo tenże wiceprezes bardzo głęboko i chyba z dziesięć razy ukłonił się mi, mówiąc, że on bardzo mnie przeprasza, ale on w branży pracuje zaledwie siedemnaście lat i ogromnie żałuje, że nie ma tu nikogo takiego, kto by dorównywał mi stażem pracy, po czym swojej asystentce po japońsku wydał jakieś polecenia, a ona natychmiast głęboko się kłaniając przeprosiła nas i odeszła. Po zakończonym zwiedzaniu, zostaliśmy zaproszeni na filiżankę zielonej herbaty do jego gabinetu. Kiedy wizyta po wypiciu filiżanki herbaty dobiegała końca, prezes na moment nas przeprosił i wyszedł do sekretariatu, po czym wrócił trzymając w rękach podłużny pakunek, mówiąc, że w ramach przeprosin, że nie było nikogo równie godnego mojemu stażowi pracy, on daruje mi prezent, a są to dwa miecze samurajskie. Prezes otworzył pakunek i wyciągając z futerału katanę (tak właśnie po japońsku nazywa się miecz) tylko do połowy – to również ma znaczenie ceremonialne, bo miecz wydobyty całkowicie domaga się krwi, pokazał mi na klindze wygrawerowane moje nazwisko i imię, bo w Japonii tak, jak i na Węgrzech, w takiej kolejności się pisze dane człowieka. No cóż: co kraj, to obyczaj.
Innym znamiennym okazywaniem najwyższego szacunku jest to, że podwładny nie śmie podnieść wzroku i patrzeć prosto w oczy zwierzchnikowi. Zauważyłem to właśnie podczas wizyty w NHK, ale również w wielu innych firmach i instytucjach. Podwładny skierowany jest ciałem w stronę przełożonego i z ogromnym skupieniem i estymą oczy ma skierowane w dół, bardzo często powtarzając półgłosem słowo „haj” (po japońsku „tak”).
Często w krajach w których bywam, pytam jak się mówi „dzień dobry”, „do widzenia” i wiele innych zwrotów grzecznościowych. Pytam także – z ciekawości o to, jak brzmią słowa brzydkie, niecenzuralne, krótko mówiąc – przekleństwa. Podczas wizyty w Japonii również zapytałem naszą tłumaczkę o takie słowa. Okazało się, że w języku japońskim nie ma w ogóle takich słów o znaczeniu obraźliwym. Japończycy nie obrzucają się wzajemnie przy pomocy słów u nas określanych jako słowa wulgarne.
Pewnie wszyscy, albo prawie wszyscy usłyszeliście określenie „gejsza” które w Europie przyjęło się jako określenie pejoratywne kojarzące się z paniami najstarszego zawodu świata. Otóż nic bardziej mylnego. Gejsza to jest bardzo dobrze i wszechstronnie wykształcona kobieta, która potrafi zarówno bardzo biegle rozmawiać o polityce, recytować wiersze haiku jak i śpiewać sama sobie akompaniując na instrumencie strunowym o nazwie shamisen. Kobieta chcąca zostać gejszą musi ukończyć określony profil bardzo ciężkich studiów przygotowujących wszechstronnie, zacząwszy od świata polityki, świata poezji, po sztukę malowania, rysowania, recytowania wierszy, czy grze na shamisenie. Nauka ta trwa niejednokrotnie nawet 9 albo 11 lat. Dopiero po zdaniu wszystkich egzaminów i uzyskaniu dyplomu, może sobie malować twarz na biało. Godzina bycia w towarzystwie takiej kobiety to 400-600 dolarów.
W Polsce jest takie powiedzenie , że prawdziwy mężczyzna powinien dokonać w życiu trzech rzeczy: zasadzić drzewo, pobudować dom i spłodzić syna. W Japonii jest powiedzenie, prawdziwy mężczyzna powinien dokonać w życiu dwóch rzeczy: zostać ministrem finansów i pojąć za żonę gejszę.
W Indochinach homo sapiens je za pomocą pałeczek już od około 4 tysięcy lat, i nie dla tego, że nie wymyślono lepszego i wygodniejszego rekwizytu do odżywiania się. Powód jedzenia pałeczkami ma podłoże religijne. Otóż według obowiązującej religii w Japonii – shintoizmu, przy stole, który jest symbolem pokoju i pojednania, nie może znajdować się nic, co jest tego zaprzeczeniem, coś, co niesie śmierć. A od zarania dziejów człowieka nóż jest przedmiotem i symbolem, którym odbierano życie, czy to zwierzęciu czy to drugiemu człowiekowi.
A poza tym będąc tam trzy miesiące nie zauważyłem wśród rdzennych Japończyków, osób drastycznie otyłych (jakich mnóstwo widziałem będąc w Ameryce Północnej). Ma na to właśnie ogromny wpływ posługiwanie się pałeczkami. Otóż jedząc pałeczkami, znacznie wolniej zjadamy porcję przeznaczoną na dany posiłek, a co za tym, wolniej napełniamy żołądek niż, gdy jemy tradycyjnymi europejskimi sztućcami. Impuls o tym, że żołądek jest wystarczająco pełny do mózgu idzie kilka minut, więc, gdy już dojdzie, to nasz żołądek jest praktycznie przepełniony. W ten właśnie sposób, w połączeniu z brakiem ruchu podążamy prostą drogą do otyłości.
Na potwierdzenie moich słów wykonajcie prosty test. Przygotujcie sobie porcję, jaką zwykle jadacie na przykład na obiad. Zjedzcie połowę tej porcji, po czym wstańcie od stołu i zajmijcie się czymś na około 12-15 minut. Po tym czasie usiądźcie znów do przerwanego jedzenia i stwierdzicie, że już nie jesteście głodni. Ja to wypraktykowałem na sobie i kilku znajomych. Mówię Wam – działa.
Następnym wywierającym ogromne wrażenie była wizyta w najsłynniejszej szkole Sumo. Sumo to japoński sport przypominający trochę zapasy. Tyle tylko ze tam nie stosuje się żadnych chwytów, podcięć czy blokad. W tym sporcie wygrana należy do tego który wypchnie swoją masą, sprytem i szybkością przeciwnika poza okrąg maty. Aby móc wypchnąć przeciwnika poza matę należy mieć masę, więc zawodnicy tej sztuki sportu są specjalnie tuczeni, i tak masa takiego zawodnika zwykle przekracza 160-180 kg.
Historia pisana tego sportu nigdy nie zanotowała, aby podczas walki zdarzył się jakiemukolwiek z zawodników poważniejszy wypadek, nie licząc zwichnięć, czy otarć.
A teraz, co do samych zawodników. Taki zawodnik z pierwszej dziesiątki najlepszych sumitów w kraju cieszy się większą estymą i uwielbieniem fanek, niż nasz Kamil Stoch i Robert Kubica razem wzięci. Jedynym minusem tego sportu jest to, że zawodnicy ci rzadko dożywają trzydziestych urodzin. A spowodowane to jest właśnie dietą. Jak napisałem wcześniej, zawodnicy ci są specjalnie (i nie przesadzam) tuczeni, aby zdobyć tak wielką masę. Widziałem jedenasto-trzynastoletnich chłopców, którzy ważyli po 120 kilo.
Japończycy generalnie są szczupli i drobni, tak więc, o ile z otyłością w Stanach Zjednoczonych można dożyć podeszłego wieku, tak w kraju kwitnącej wiśni, niestety tak nie jest.
Japonia jest niesamowicie ciekawym kulturowo i obyczajowo krajem. Wiem, że wycieczka do Indochin, a w szczególności do Japonii, do tanich nie należy, ale jeżeli naprawdę mocno wierzysz w zrealizowanie swoich marzeń, to cel osiągniesz. Warto marzyć i realizować swoje marzenia.
I na koniec. Kiedy zdarza mi się opowiadać o swoich podróżach po świecie w różnych gronach i tu w moim środowisku i w innych miejscach mojej ojczyzny, często zdarza mi się, że ktoś z moich słuchaczy mówi: a ja to bym w życiu nigdzie nie pojechał. Na co wtedy pytam delikwenta: a gdzie pan był poza Polską? I zawsze słyszę odpowiedź – nigdzie. Więc jaką można mieć skalę porównawczą? Myślę, że większość moich rodaków mimo wszystko chciałoby podróżować, coś zobaczyć, otrzeć się o inne kultury i o inne obyczaje. Tak więc powtórzę za pewnym filozofem „chcieć, to móc”. Tak więc marzcie i realizujcie swoje marzenia.
Janusz Wiechowski
Opisy zdjęć:
- Ulice Tokio o zmierzchu.
- Jesteśmy gośćmi w najlepszym klubie sumo podejmowani posiłkiem.
- Trzynastoletni zawodnik sumo warzący 118 kg i dla porównania dziennikarka TVP.
- Jesteśmy gośćmi w NHK, to taki odpowiednik TVP w Japonii.
- Robot ASIMO podający kawę, grający na trąbce. Jego cena to bagatela 800 tysięcy dolarów.
- Robot ASIMO podający kawę.
- Samochody personalne. Już w niedalekiej przyszłości każdy będzie posiadał takie osobiste autko, które po wprowadzeniu adresu w GPS samo będzie nas wiozło do domu.
- Panorama sztucznej wyspy na Zatoce Tokijskiej.
- Widok z wieżowca na sztuczną wyspę w Zatoce Tokijskiej.
- Uniwersytet Tokijski.
- Ja z dziennikarką TVP i tłumaczką przed zamkiem Białej Czapli w Himeji.
- Zamek Himeji w całej krasie.
- Dworzec kolejowy w Tokio i wjeżdżający pociąg Shinkansen, czyli najszybsza kolej na świecie.
- Wnętrze wagonu Sinkansen i pani, która oferuje napoje i przekąski.
- Gejsza na ulicach Kioto. Niesłusznie określane mianem kobiet lekkiego prowadzenia.
- Tylko bardzo wysoko wykształcona kobieta i po bardzo trudnych, ciężkich egzaminach zostaje gejszą, i ma prawo do malowania sobie twarzy na biało.
- Już coraz rzadziej na ulicach można spotkać czy to kobiety, czy to mężczyzn ubranych w narodowe stroje kimona. Mnie się udało.
- Sklep dla pań w centrum Kioto.
- Złoty pawilon. Ściany i zewnątrz i wewnątrz ozdobione są płatkami złota. Wartość tego cennego kruszcu na tym pawilonie szacuje się na ok. 2 miliony dolarów.
- Okno wystawowe najdroższej restauracji w Tokio. Ceny posiłków zaczynają się od 400 dolarów.
- Tradycyjny i oryginalny strój z XVI w. japońskiego rycerza, czyli samuraja.
- Japoński cmentarz. W Japonii urzędowo nie ma innej formy pochówku niż kremacja, w tych kamiennych blokach wewnątrz znajdują się urny z prochami.
- Ulica niewielkiego miasta Gokayama.
- Para młoda w oczekiwaniu na ceremonię zaślubin. Tak jak w Polsce panna młoda tylko raz zakłada welon, tak w Japonii panna młoda tylko raz może założyć taką perukę i takie nakrycie głowy.
- Para młoda wraz z rodzicami po ceremonii zaślubin pozuje do fotografii.